wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział I

Historia Kathriny (Kary) Arsley rozpoczyna się kiedy ma 19 lat. Test, w którym będzie brała udział odbędzie się za cztery lata. Dziewczyna kończy za miesiąc liceum. Relacje Parkera Balachine i Kary są napięte. Przez całe życie wiedzieli, że będą musieli rywalizować ze sobą w Teście. Kryjówka dziewczyny zostaje odkryta przez tajemniczego człowieka.

***
   Zadzwonił budzik, który obudził Karę. Dziewczyna zerwała się gwałtownie. Gdy zorientowała się, że dzwoniący przedmiot to jej telefon, uśmiechnęła się do siebie. Poniedziałek.
   Sięgnęła na szafkę nocną i wyłączyła alarm. Zegar na ekranie wskazywał na godzinę szóstą trzydzieści. Odłożyła telefon na bok i wstała z łóżka. Spojrzała w duże stojące lustro. Wyglądała jak czarownica. Blond włosy były w kompletnym nieładzie, a w kącikach ust zaschła jej ślina. Efekt dopełniała jej czarna, wygnieciona piżama.
   Dziesięć minut później, gdy wyszła z łazienki jej twarz była umyta i posmarowana kremem. Rozczesane włosy opadały jej na ramiona. Weszła do garderoby i wybrała ubrania, a dwie minuty później już w nich była.
   Do czarnej obcisłej bluzki i czerwonej spódniczki w czarną kratę naciągnęła na nogi czarne zakolonówki i założyła buty tego samego koloru na grubym obcasie i platformie. Pomalowała mocno oczy, a na usta nałożyła grubą warstwę czerwonej szminki.
   Wyszła ze swojego pokoju i zeszła na dół do kuchni, gdzie krzątał się jej ojciec – Samuel. Był on wysokim, brunetem o czarnych oczach, takich samych jakie miał brat Kary.
   - Ładnie wyglądasz, córciu! – zawołał na widok dziewczyny, która uśmiechnęła się szeroko.
   - Dziękuję – odpowiedziała. Zajrzała przez ramię ojcu. Mieszał dziwnie wyglądające składniki w misce. – Co na śniadanie?
   - Omlet.
   - Chcesz z tego zrobić omlet? – Przyjrzała się mieszance. – Czy to sałata? – Wskazała na zielony liść pływający w żółtawym płynie.
   - Będzie za pięć minut - oznajmił mężczyzna. Spod czarnej luźnej koszulki na krótki rękaw, którą miał na sobie, wychodziły różne tatuaże. Kiedy Kara była jeszcze była mała, ojciec mówił jej, że każdy ma szczególne znaczenie i opowie jej o tym, kiedy będzie już duża. Jak do tej pory jednak ojciec nic jej o tym nie wspomniał.
   Wyszła z kuchni i weszła do jadalni. Przy stale siedział David, który oglądał coś na tablecie.
   - Cześć, siostrzyczko! – Przywitał się entuzjastycznie, nie podnosząc wzroku znad urządzenia.
   - Cześć. Coś ty taki wesoły? – Spytała starszego brata.
   - Oglądałem jak znokautowałem Elvisa. To nigdy nie przestanie mnie bawić – zaśmiał się. David jest o dwa lata starszy od Kary i w zeszłym roku wygrał Test. Ostatnim z zadań jest walka wręcz dwóch najlepszych zawodników. Szesnastego grudnia byli to Elvis Simson z Mafii Dark i David. Oczywiście Arsley wygrał.
   - To był cios poniżej pasa.
   - Nie. To był atak z zaskoczenia. – W rzeczywistości wyglądało to tak, że David poprosił młodszą Arsley o ubranie się skąpo i zajęcie miejsca w pierwszym rzędzie. Simson, który zawsze miał do niej słabość nie był wstanie się skupić, więc łatwo został pokonany. – Zobaczymy jak ty sobie poradzisz.
   - Karze ci ubrać się w szpilki i gorset – zaśmiała się.
   Z kuchni unosił się cudowny zapach. Śniadanie przygotowywane przez ojca to tradycja. Powtarzał, że chociaż jeden posiłek będzie zrobiony z sercem i zjedzony w gronie rodziny.
   Kilka minut później na stole pojawiły się trzy talerze. To, co na nich było raczej nie przypominało omletu. Jasnożółty gruby naleśnik był lekko przypalony i wystawały z niego liście. Kara podważyła je widelcem i spojrzała pytającym wzrokiem na ojca. Nie przypominało to sałaty, ani niczego, co do tej pory próbowała.
   - To jest rokula – wyjaśnił ojciec z uśmiechem. – Nie martw się, jest na pewno jadalna.
   Brat Kary raczej nie przejmował się dziwnym wyglądem potrawy, ponieważ zjadł już prawie połowę. Młodsza Arsley spróbowała niewielki kawałek. Smakowało dobrze, chociaż wolała tradycyjne omlety.
   Z kuchni dobiegły hałasy. Przyszła gosposia - Anna. Ojciec jak zwykle zostawił bałagan po przygotowaniu śniadania, a gosposia musiała wszystko uprzątnąć i przygotować dla Kary drugie śniadanie.
   Blondynka chodziła do klasy maturalnej. Właściwie to ją kończyła. Jest koniec maja, co oznacza, że za cztery tygodnie będzie miała wakacje. Nie miała w liceum wielu przyjaciół, raczej znajomych. Wszyscy wiedzieli kim jest jej ojciec, każdy wiedział kim ona będzie. Licealiści nie mieli oporów przed plotkowaniem za jej plecami. Unikali tylko jednego – zemsty Kary.
   Co prawda dziewczyna nie mściła się często. Aby doszło do takiej sytuacji należała nieźle ją zirytować lub nadepnąć jej na odcisk.
   Po skończeniu śniadania Kara odniosła talerz do kuchni, gdzie czekało na nią drugie śniadanie. Przywitała się z Anną i podziękowała jej. Pudełko ze śniadaniem wzięła ze sobą do pokoju i schowała jej do torby, z którą za chwilę wyszła z domu.
   Na podjeździe czekał już jej samochód, który dostała od ojca na osiemnastkę. To był jej drugie auto, pierwsze dostała na szesnaste urodziny, był to czarny chevrolet, najlepszy model. Sprzedała go, gdy dostała nowy. Czerwony Nissan był umyty i wypolerowany tak jak codziennie.
   Dwadzieścia minut później była w szkole. Z szafki wyjęła książki potrzebne na historię, którą teraz miała. Gdy tylko odwróciła się zamykając drzwiczki zobaczyła Parkera Balachine, syna szefa Mafii Roulette.
   - Kogo my tu mamy? – Zaczął Balachine.
   - Nie widzisz? Znowu się naćpałeś? – Relacje Kary i Parkera nie były zbyt serdeczne. To oni byli najbardziej znaczącymi przeciwnikami w Teście, który odbędzie się za cztery lata.
   - Powinnaś być grzeczniejsza Kathrino Arsley.
   - A ty nie powinieneś wchodzić mi w drogę. – Spojrzała w jego w chłodnoniebieskie oczy. – Żadne z nas nie zrobi tego co powinno.
   Uwielbiała patrzeć na bezradność bruneta. To było coś co dawało jej radość niezależnie od sytuacji, dnia, ani pogody.
   - Zobaczymy, Kat. Zobaczymy. – Przysunął się do niej tak, że ich twarze dzieliły centymetry. – Zobaczymy czy będziesz taka do przodu, gdy wygram Test.
   - Jesteś na to za tępy – oświadczyła beznamiętnym tonem.
   Twardo patrzyli sobie w oczy. Wymianę spojrzeń przerwał dzwonek.
   - Do zobaczenia, Kat. – Parker odsunął się od dziewczyny i razem ze swoją świtką ruszył na lekcje.
   Kara patrzyła się na niego jeszcze przez chwilę, po czym ruszyła do swojej sali. Zebrało się kilka osób, które były świadkami wymiany zdań nastolatków. „Świadkowie to paskudna sprawa”, powiedział jej kiedyś ojciec. Miał racje. Wszystkie oczy były skierowanie na nią, a na następnej przerwie będzie wiedziała o ich rozmowie cała szkoła.
   Historia to totalnie nudna rzecz. Tak samo jak angielski i literatura. Hiszpański też nie był Bóg wie jak fascynujący. Na szczęście miała dwie godziny wychowania fizycznego, co było dla niej zbawieniem, a następnie była matematyka, którą też lubiła.
   Wracając ze szkoły kupiła cztery opakowania lodów. Postanowiła zjeść je w miejscu, które uwielbiała od dzieciństwa. W lesie.
   Zaparkowała samochód przy pierwszych drzewach, a dalej poszła pieszo. Po kilkunastu minutach marszu wdrapała się na drzewo. Otworzyła pierwsze pudełko z lodami i zaczęła je jeść.
   O dwudziestej miała trening. Nie miała wiele czasu. Nie podobało jej się to. Nie lubiła mieć ograniczeń. Zostawiła lody na gałęzi i zaczęła wspinać się wyżej. Kiedy weszła na tyle wysoko, że mogła zobaczyć najbliższą okolicę, poczuła na twarzy przyjemny wiatr. Zamknęła oczy i przypomniała sobie twarz mamy.
   Delikatna, otoczona burzą jasnych włosów. Zawsze uśmiechnięta. Nie pasowała do tego świata. Nie pasowała do bossa mafii. Do Testów i narkotyków, brudnych pieniędzy i pistoletów.
   Kara nigdy nie wiedziała dlaczego jej mama zgodziła się na ślub z ojcem. Dlaczego zniszczyła sobie życie? Była piękna, mądra. Miała możliwości. Miłość nie jest tego warta.
   Szelest liści.
   To nie wiatr. Kara była tego pewna.
   Złamana gałązka.
   Najciszej jak to możliwe zeszła na niższe gałęzie. Szybko zlokalizowała źródło dźwięku. Całkiem zeszła z drzewa i schowała się za jego pniem. Czekała.
   Kiedy przybysz był blisko zamarła. W momencie, w którym ją miną przyłożyła mu broń do skroni.
   - Jeśli się ruszysz, strzelę – ostrzegła lodowatym, głębokim głosem. – Ręce do góry.

***
W następnym rozdziale:

Dziewczyna odbywa rozmowę z nieznajomym z lasu. Następnego dnia w szkole zostaje wysłana do dyrektorki; spotyka Sebastiana tracąc dobry humor. Po opuszczeniu gabinetu, odbywa z nim krótką rozmowę.
 

***
W najbliższych dwóch tygodniach pojawi się nowa strona (Załoga) oraz zwiastun nad, którym pracuję.
 
Mam do was ogromną prośbę: piszcie, czy odpowiada wam taka długośc rozdziałów i jak często chcielibyście, żeby się ukazywały.
 
Również chciałam gorąco podziękować za tyle wyświetleń, komentarzy oraz obserwatorów. To dla mnie wiele znaczy.
 
Pozdrawiam,
Pinapple

12 komentarzy:

  1. Super! Bardzo ciekawe! Czekam na nastepny rozdział!
    Długość jest super! A dni, jak wolisz! :*
    Buziaki! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Parker jest ok. Co do głównej bohaterki (z którą mam nadzieję się nie utożsamiasz, bo byś się gniewała) to wręcz rozpuszczony zepsuty bachor w ciele 19 latki... Aha. Ojciec albo patol, albo zbok albo ma ją gdzieś skoro pozwala jej ubierać się za przeproszeniem jak dziwka. No sory tak to widać. Na kobiec: Realy... Drugie auto? No i weź powiedz mi że to nie ta jędza z mojej klasy, którą jakże bardzo przypomina.
    ALE
    Skoro to ma być o mafiozach, gangstach itd to jak najbardziej dobrze się zapowiada.
    Cóż, weny i powodzenia w dalszym pisaniu. Jestem może bardzo denerwująca, ale takie me odczucia ;)
    http://opowiadaniaofnaf.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo kochana! :3
    Zaczyna się spokojnie. Fajnie, że na koniec zaczyna się już coś dziać, ale do tego dojdę :)
    Heheh. Nie wiem, czy spróbowałabym takiego omleta xD Ale muszę powiedzieć, że taki normalny jest przepyszny z nutellą! ♥♥♥
    Hm. Ten Parker... Jakoś tak... No może dziwne, ale... POLUBIŁAM GO! Haha! Lubię takie charaktery, a takie osoby jak on, intrygują mnie! :D
    Ooo! Jakie świetne miejsce na jedzenie lodów! Kiedyś będę musiała to wypróbować! xD
    ,,Kiedy Kara była jeszcze była mała, ojciec mówił jej, że każdy ma szczególne znaczenie...’’ Dwa razy napisałaś ,,była’’.
    No! Kim jest ten nieznajomy, co pojawił się na końcu? Baaardzo mnie zaciekawiłaś i mam nadzieję, że szybko dowiem się, kto to! :D
    Jeśli chodzi o długość rozdziałów. Pisz takie, jakie Ci odpowiadają. Każdy pisze na taką długość, na jaką to możliwe (:
    Rozdział mi się podobał i czekam na kolejny :D
    Potopu weny twórczej życzę! Pozdrawiam cieplutko! xoxo :***
    PS Zapraszam do siebie http://nowy-swiat-andrei.blogspot.com
    Maggie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja chyba mam nie pokoleji w głowie, bo jak czytam słowo mafioza to moje pierwsze skojażenia to: faceci,pieniądze,kluby nocne i alkochol z masą narkotyków. Ale przedewszydtkim max 16-sto osobowe gangi kolesi z podwórka i osiedla i żeczy, których nie będe pisać. Jest coraz ciekawiej zniecierpliwością czekam na nexta.
    Szęśliwa Klemcia :)
    Ps. Do mnie też zapraszam, do miłego czytania :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział . Bardzo mi się spodobał . Podoba mi się ta Kate . Długość moim zdaniem jest idealna . A dni ? Kiedy będzie ci pasowało ! <3
    Czekam na nexta ^^
    Pozdro i WENY !!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak ci pasuje ;)
    Im dłuższe, tym lepsze! XD
    Rozdział jest... świetny! :D
    Mam jeszcze jedno pytanko odnośnie prologu. Ten wierszyk (jeżeli mogę go tak nazwać) pisałaś sama, czy skądś wzięłaś? Ciekawi mnie tak po prostu :)
    Weny! ~Snowmoon
    PS. Może znowu mi odpowiesz...
    XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będę o tyle wspaniałomysna, że to uczynię xd
      Sama go pisałam... Wiem, że nie jest to szczyt marzeń, ale chyba daje radę °,°
      Pozdrawiam,
      Pinapple

      Usuń
  7. Em. No. Ten. Yyy... nie bierz sobie moich uwag zbytnio do siebie. Ja po prostu tak miewam xD Sztama?

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie odkryłam nowy narkotyk - twój blog ^^
    Czekam na kolejny rozdział i to z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawie ;)

    PS. Myślę, że w przyszłości bardziej się rozpiszę XD

    OdpowiedzUsuń
  10. Wybacz spóźnienie, ale jakoś nie zauważyłam pierwszego rozdziału, ale już jestem, a co więcej jestem naprawdę pod wrażeniem. Zapowiada się ciekawie. Ojciec jest dziwny i sama sie zastanawiam jak to się stało, ze jej mama z nim jest. Omlet :)
    Parker... no cóż jest intrygujacy, to trzeba przyznać, ale chyba nawet go polubiłam, mam troszkę słabość do takich typów :p
    Końcówka ciekawa, oj tak, kim był ten chłopak, któremu przystawiła pistolet do głowy???
    Ciekawe. Wrzucaj kolejny szybciorem :******
    Aha i zapomniałabym, obserwuję i dodaję twojego bloga na listę odwiedzanych przeze mnie opowiadań, zeby już nie przegapić kolejnych rozdziałów, ale na wszelki wypadek mozesz mnie informować :)
    http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. były skierowanie na nią - skierowane.
    Póki co fascynuje mnie ta mafijna rodzinka, bo że to jakaś mafia, w to nie wątpię. Nie rozumiem jednak tych testów, po cholerę i skąd pomysł, by to tak działało?
    Czemu mówią na nią Kara i czemu ty tak ją nazywasz, skoro jest Kathriną? W ogóle czemu Kathriną, a nie Katherine?
    Póki co niewiele można powiedzieć, bo rozdział bardzo krótki i w sumie niewiele się w nim działo. Piszesz też jak na razie lekko, choć może odrobinkę brakowało mi opisów, ale chyba sam nie umiem ich tworzyć, więc... więc nie mam prawa się czepiać.

    Pozdrawiam:
    j-i-s.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń