- Jeśli się ruszysz, strzelę – ostrzegła lodowatym, głębokim głosem. – Ręce do góry.
Człowiek miał na sobie czapkę z daszkiem. W momencie, w którym podnosił ręce, dziewczyna zerwała mu z głowy czapkę i założyła ją na głowę zakrywając twarz. Szybkim manewrem obróciła mężczyznę w swoją stronę i popchnęła na pień drzewa. Przycisnęła rękę do jego gardła. W miejscu, w którym znajdywała się twarz człowieka, przebił się promień zachodzącego słońca.
Mężczyzna był brunetem o piwnych oczach z blizną przy uchu. Miał może trzydzieści-trzydzieści pięć lat.
- Co tu robisz? – zapytała przykładając mu drugą ręką pistolet do skroni.
- To samo co ty. – Spodziewała się każdej odpowiedzi, ale nie takiej. Co to niby miało znaczyć? Za kogo on się uważa?
- Chcesz zginąć? – warknęła groźnie
- N-nie! – krzyknął, a echo odbiło się wielokrotnie od drzew. W jego oczach pojawił się iskierka strachu, która już po chwili zmieniła się niedowierzanie i złość – O co ci chodzi? Kim jesteś?
Dziewczyna prychnęła z pogardą. Czy naprawdę uważał, że osoba, która może zabić go w każdej sekundzie będzie mu się spowiadać? W jakim świecie żyją tacy ludzie?
- Amator – mruknęła sama do siebie. Zmarnowała tylko swój czas. Pchnęła go w stronę drzewa tak, że stracił równowagę, a zanim ją odzyskał, ona biegła w stronę samochodu. Pół minuty później odjeżdżała spod lasu.
Dopiero kilka minut później zorientowała się, że na głowie wciąż ma czapkę z daszkiem.
Do domu dojechała przed osiemnastą. Oznajmiła, że wróciła i zamknęła się w pokoju. Z torby szkolnej wyjęła czapkę; schowała ją tam, gdy była w samochodzie. Nie chciała opowiadać ojcu o tajemniczym mężczyźnie; nie lubił kiedy chodziła do lasu.
Pokój, w którym jeszcze rano panował lekki nieporządek został elegancko uprzątnięty. Anna zawsze sprząta u niej w pokoju w poniedziałki (po weekendzie podczas, którego nie pracuje), środy i piątki. Trzeba przyznać, że była bałaganiarą.
Punktualnie o dwudziestej weszła na salę treningową znajdującą się dwa budynki od jej domu w piwnicy.
Obcisłą czarną bluzkę zastąpiła luźna różowa bluzka, a spódniczkę – czarne dresy alladynki. Na nogach miała czarne tenisówki.
Na dzisiejszych zajęciach poprawiła celność, która i tak była idealna. Niedawno zatrudniony trener – brunet w średnim wieku ze szramą na policzku pochwalił ją na co zareagowała dość sceptycznie.
- Czy powiedziałem coś nie tak? – zapytał. Trenerzy to byli szybko zmieniający się ludzie, od których czerpała to co najlepsze, a później ich zwalniała, dlatego nie nawiązywała z nimi żadnego bliższego kontaktu.
Odwróciła się i wyszła z sali. Przebrała się w normalne ubranie i wróciła do domu.
Po szybkim prysznicu i zjedzeniu resztki zapiekanki ziemniaczanej, położyła się do łóżka. Na kolanach trzymała laptopa; obejrzała odcinek serialu oraz przeczytała nowy wpis na blogu, który obserwowała.
***
Następnego dnia w szkole spóźniła się na hiszpański, co poskutkowało godzinną odsiadką, ale dziewczyna uznała tę karę za zbyt wysoką. Po dziesięciominutowej kłótni została odesłana do dyrektorki.
Przed gabinetem siedział Parker. Gdy go tam zobaczyła uśmiech sam wpłyną na jej usta. Mimo to miała zamiar zignorować go. Kiedy przechodziła obok niego oczywiście nie mógł powstrzymać się przed komentarzem:
- Aż tak cieszysz się, że mnie widzisz? Czy może z powodu herbatki u pani Jonse? – Zatrzymała się, ale nie popatrzyła w jego stronę.
- Cieszę się, że tatuś będzie na ciebie zły; a w przeciwieństwie do ciebie – pani Jonse uwielbia mnie.
Nie czekając na jego odpowiedź zapukała do gabinetu, a zaraz po tym otworzyła drzwi. W pomieszczeniu za biurkiem siedziała rudowłosa kobieta w podeszłym wieku, która spiorunowała ją wzrokiem.
- Kathrino! – Jej głos brzmiał tak jakby powtarzała po raz setny dziecku, że przed obiadem nie należy jeść słodyczy. – Już rozmawiałyśmy o tym w jaki sposób powinnaś wchodzić do mojego biura.
- Wybaczy pani. – To było bardziej stwierdzenie niż przeprosiny. Nauczycielka wypuściła głośno powietrze. Naprzeciwko kobiety siedział tyłem do drzwi chłopak. Obrócił się dopiero teraz. Uśmiech, który miała na twarzy powiększył się jeszcze bardziej kiedy zobaczyła jego twarz. Musiała wyglądać naprawdę idiotycznie, ale w końcu ujrzała samego Sebastiana Carose w gabinecie dyrektorki.
- Co tam? Schodzimy na złą drogę? – zapytała zaczepnie na co chłopak zmierzył ją wzrokiem, a jego twarz została bez wyrazu.
Sebastian to największy kujon jej rocznika. Chodzi z nim na literaturę i rozszerzoną matematykę. Dodatkowo jego dziewczyną jest Olivia – kujon numer dwa i jej była najlepsza przyjaciółka. Tak naprawdę to on jest powodem zakończonej przyjaźni, a z racji tego, że Olivka była pierwszą i ostatnią osobą, którą uważała za przyjaciółkę, była wściekła na Sebastiana.
- Sebastianie, proszę poczekaj na zewnątrz, za chwilę dokończymy naszą rozmowę – poprosiła dyrektorka.
- Oczywiście. – Z odpowiedzią uprzedziła go Kara. – W czasie, kiedy to wyjęta spod prawa dziewczyna dostanie reprymendę od pani, ja szlachetny Sebastian uratuję jakąś wiewiórkę z opałów – przedrzeźniała go mrugając powiekami i wyginając ciało pod dziwnymi kątami.
Chłopak skinął tylko głową i z kamienną twarzą opuścił gabinet.
- Uważasz to za zabawne? – rozpoczęła dyrektorka.
- Ach tak, dzień dobry. Tak, ja też cieszę się, że panią widzę. Czuję się znakomicie, chociaż trochę boli mnie stopa, chyba obtarły mnie buty, ale generalnie: uważam to za zabawne. – Kara rozsiadła się wygodnie na krześle, na którym jeszcze pół minuty wcześniej siedział Sebastian.
- Jak ja mam z tobą rozmawiać? Próbowałam już chyba wszystkiego i niewiele to dało. – Rudowłosa spojrzała jej w oczy. – Naprawdę chciałabym cię zrozumieć.
- Wie pani: dogaduję się właściwie tylko z dwoma osobami na tym pieprzonym świecie. Pierwszą z nich jest mój brat, członek mafii, zwycięzca zeszłorocznego Testu, a drugą mój ojciec, który jest ojcem chrzestnym mafii. Wie pani co ich łączy? Mafia. Więc może niech pani wstąpi do mafii i wtedy spróbujemy? – Uniosła brwi, a uśmiech, choć mniejszy, nie schodził jej z ust.
- To może spróbuj dogadać się z jakąś osobą, która nie jest członkiem mafii? – nauczycielka zmierzyła ją sceptycznym wzrokiem.
- Już próbowałam, ale po takich ludziach niewiadomo, czego się spodziewać. – Uśmiech z każdym wypowiedzianym słowem znikał. – Wiem, że i ojciec i brat mogą zabić mnie w każdej chwili, tak samo jak ja ich, ale problem polega na tym, że szanse są wyrównane. Aby komuś zaufać trzeba wiedzieć co ta osoba jest w stanie ci zrobić, a ja nie wiem czego spodziewać się po innych ludziach. Mogą mnie zdradzać, oszukiwać, a ja bym o tym nie wiedziała. Nie potrzebuję słabości. Ja potrzebuje potęgi, a nikt z tej szkoły nie jest w stanie mi jej zapewnić.
- Nie wszyscy tacy są. Nie możesz patrzeć na ludzi w ten sposób!
- Ale parzę i nie zmieni pani tego. A ja muszę eliminować wrogów, a nie ich zdobywać!
Przez dłuższą chwilę pani Jonse nic nie mówiła; Kara też milczała. I tak powiedziała za dużo.
- Który z nauczycieli kazał ci do mnie przyjść? Dlaczego? – Teraz głos nauczycielki był smutny i chłodny.
- Pani Icege. Spóźniłam się i dała mi godzinę kozy. – Unikała wzroku nauczycielki.
- Rozumiem, że się wykłócałaś?
- Tak.
- Zróbmy tak, że po prostu spędzisz tę godzinę w kozie.
- Nie. Nie zasłużyłam na to. To, że jestem córką mafiozy nie oznacza, że mam dostawać surowsze kary. Dlaczego zawsze, gdy popełnienie najdrobniejsze wykroczenie dostaje najgorszą z możliwych kar? Dlaczego nikt inny za pięć minut spóźnienia nie dostaje godziny odsiadki?
- Rozumiem. Porozmawiam z panią Icege i poproszę o sprawiedliwsze karanie cię, ale musisz mi obiecać, że się poprawisz.
- Nie poprawię się do momentu, w którym wszyscy nie zaczną traktować mnie normalnie. To nie jest moja wina, że urodziłam się w takiej rodzinie. Nikt nie ma prawa oceniać mnie na podstawie tego czyją jestem córką. – Spojrzała w twarz kobiecie, a jej twarz tyła zacięta. Nie było widać już nawet śladu wcześniejszego uśmiechu. Rudowłosa uciekła wzrokiem. – Jeśli to tyle to idę. – Wstała i ruszyła do drzwi.
- Godzina – rzuciła dyrektorka, kiedy przekraczała próg.
Sebastian wstał z zamiarem wrócenia do gabinetu, ale z racji tego, że dobry humor dziewczyny został zepsuty, a bardziej od Parkera nienawidziła tylko jego to stwierdziła, że mała złośliwość nie zaszkodzi.
- Parker. – Chłopak spojrzał na nią z zaciekawieniem. – Rusz tyłek. I możesz porozmawiać z panią Jonse o sensie egzystencji. – Uśmiechnęła się złośliwie w stronę Sebastiana, na którego twarzy malowało się niezadowolenie. Parker uwielbiał rozprawiać na temat sensu istnienia. Wiedział to każdy, kto spędził z nim chociaż dwadzieścia minut.
Na szczęście Parker zrozumiał zamiary Kary i pomógł jej wbrew wszystkim pozorom
Chłopak wszedł do gabinetu, a Kara ruszyła w stronę sali, w której miała mieć następną lekcję.
- Jesteś bezczelna – powiedział Sebastian.
- Dorzuć jeszcze, że jestem arogancka i chamska, a się popłaczę.
Twardo patrzył się jej w oczy.
- Uważaj bo się przerażę! – zaśmiała się.
- Lepiej, żebyś zrozumiała, że postępujesz niewłaściwie. – Kara roześmiała się. Skąd on się urwał
Jednak na jego twarzy nie była najmniejszej oznaki, że jego słowa były żartem.
- Pozdrów Olivkę! – Rzuciła, kiedy przestała się śmiać i nie czekając na jego reakcję poszła pod salę.
***
W NASTĘPNYM ROZDZIALE:
Pierwszy atak Jokera. Kara będzie miała okazję poznać swojego „innego” brata.
***
Jestem z powrotem, po dłuższej przerwie. Na szczęście mam już ferie, więc dodam w przeciągu trzech dni 'Załogę', a może w przyszłym tygodniu pojawią się dwa rozdziały ^^
Myślę, że w tym rozdziale mogliście zobaczyć Karę z nieco innej strony, co myślicie?
Pozdrawiam,
Pinapple