piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział II

   Kiedy przybysz był blisko zamarła. W momencie, w którym ją miną przyłożyła mu broń do skroni.
   - Jeśli się ruszysz, strzelę – ostrzegła lodowatym, głębokim głosem. – Ręce do góry.
   Człowiek miał na sobie czapkę z daszkiem. W momencie, w którym podnosił ręce, dziewczyna zerwała mu z głowy czapkę i założyła ją na głowę zakrywając twarz. Szybkim manewrem obróciła mężczyznę w swoją stronę i popchnęła na pień drzewa. Przycisnęła rękę do jego gardła. W miejscu, w którym znajdywała się twarz człowieka, przebił się promień zachodzącego słońca.
  Mężczyzna był brunetem o piwnych oczach z blizną przy uchu. Miał może trzydzieści-trzydzieści pięć lat.
   - Co tu robisz? – zapytała przykładając mu drugą ręką pistolet do skroni.
   - To samo co ty. – Spodziewała się każdej odpowiedzi, ale nie takiej. Co to niby miało znaczyć? Za kogo on się uważa?
   - Chcesz zginąć? – warknęła groźnie
   - N-nie! – krzyknął, a echo odbiło się wielokrotnie od drzew. W jego oczach pojawił się iskierka strachu, która już po chwili zmieniła się niedowierzanie i złość – O co ci chodzi? Kim jesteś?
   Dziewczyna prychnęła z pogardą. Czy naprawdę uważał, że osoba, która może zabić go w każdej sekundzie będzie mu się spowiadać? W jakim świecie żyją tacy ludzie?
   - Amator – mruknęła sama do siebie. Zmarnowała tylko swój czas. Pchnęła go w stronę drzewa tak, że stracił równowagę, a zanim ją odzyskał, ona biegła w stronę samochodu. Pół minuty później odjeżdżała spod lasu.
   Dopiero kilka minut później zorientowała się, że na głowie wciąż ma czapkę z daszkiem.
   Do domu dojechała przed osiemnastą. Oznajmiła, że wróciła i zamknęła się w pokoju. Z torby szkolnej wyjęła czapkę; schowała ją tam, gdy była w samochodzie. Nie chciała opowiadać ojcu o tajemniczym mężczyźnie; nie lubił kiedy chodziła do lasu.
   Pokój, w którym jeszcze rano panował lekki nieporządek został elegancko uprzątnięty. Anna zawsze sprząta u niej w pokoju w poniedziałki (po weekendzie podczas, którego nie pracuje), środy i piątki. Trzeba przyznać, że była bałaganiarą.
   Punktualnie o dwudziestej weszła na salę treningową znajdującą się dwa budynki od jej domu w piwnicy.
   Obcisłą czarną bluzkę zastąpiła luźna różowa bluzka, a spódniczkę – czarne dresy alladynki. Na nogach miała czarne tenisówki.
   Na dzisiejszych zajęciach poprawiła celność, która i tak była idealna. Niedawno zatrudniony trener – brunet w średnim wieku ze szramą na policzku pochwalił ją na co zareagowała dość sceptycznie.
   - Czy powiedziałem coś nie tak? – zapytał. Trenerzy to byli szybko zmieniający się ludzie, od których czerpała to co najlepsze, a później ich zwalniała, dlatego nie nawiązywała z nimi żadnego bliższego kontaktu.
   Odwróciła się i wyszła z sali. Przebrała się w normalne ubranie i wróciła do domu.
   Po szybkim prysznicu i zjedzeniu resztki zapiekanki ziemniaczanej, położyła się do łóżka. Na kolanach trzymała laptopa; obejrzała odcinek serialu oraz przeczytała nowy wpis na blogu, który obserwowała.


***

   Następnego dnia w szkole spóźniła się na hiszpański, co poskutkowało godzinną odsiadką, ale dziewczyna uznała tę karę za zbyt wysoką. Po dziesięciominutowej kłótni została odesłana do dyrektorki.
   Przed gabinetem siedział Parker. Gdy go tam zobaczyła uśmiech sam wpłyną na jej usta. Mimo to miała zamiar zignorować go. Kiedy przechodziła obok niego oczywiście nie mógł powstrzymać się przed komentarzem:
   - Aż tak cieszysz się, że mnie widzisz? Czy może z powodu herbatki u pani Jonse? – Zatrzymała się, ale nie popatrzyła w jego stronę.
   - Cieszę się, że tatuś będzie na ciebie zły; a w przeciwieństwie do ciebie – pani Jonse uwielbia mnie.
   Nie czekając na jego odpowiedź zapukała do gabinetu, a zaraz po tym otworzyła drzwi. W pomieszczeniu za biurkiem siedziała rudowłosa kobieta w podeszłym wieku, która spiorunowała ją wzrokiem.
   - Kathrino! – Jej głos brzmiał tak jakby powtarzała po raz setny dziecku, że przed obiadem nie należy jeść słodyczy. – Już rozmawiałyśmy o tym w jaki sposób powinnaś wchodzić do mojego biura.
   - Wybaczy pani. – To było bardziej stwierdzenie niż przeprosiny. Nauczycielka wypuściła głośno powietrze. Naprzeciwko kobiety siedział tyłem do drzwi chłopak. Obrócił się dopiero teraz. Uśmiech, który miała na twarzy powiększył się jeszcze bardziej kiedy zobaczyła jego twarz. Musiała wyglądać naprawdę idiotycznie, ale w końcu ujrzała samego Sebastiana Carose w gabinecie dyrektorki.
   - Co tam? Schodzimy na złą drogę? – zapytała zaczepnie na co chłopak zmierzył ją wzrokiem, a jego twarz została bez wyrazu.
   Sebastian to największy kujon jej rocznika. Chodzi z nim na literaturę i rozszerzoną matematykę. Dodatkowo jego dziewczyną jest Olivia – kujon numer dwa i jej była najlepsza przyjaciółka. Tak naprawdę to on jest powodem zakończonej przyjaźni, a z racji tego, że Olivka była pierwszą i ostatnią osobą, którą uważała za przyjaciółkę, była wściekła na Sebastiana.
   - Sebastianie, proszę poczekaj na zewnątrz, za chwilę dokończymy naszą rozmowę – poprosiła dyrektorka.
   - Oczywiście. – Z odpowiedzią uprzedziła go Kara. – W czasie, kiedy to wyjęta spod prawa dziewczyna dostanie reprymendę od pani, ja szlachetny Sebastian uratuję jakąś wiewiórkę z opałów – przedrzeźniała go mrugając powiekami i wyginając ciało pod dziwnymi kątami.
   Chłopak skinął tylko głową i z kamienną twarzą opuścił gabinet.
   - Uważasz to za zabawne? – rozpoczęła dyrektorka.
   - Ach tak, dzień dobry. Tak, ja też cieszę się, że panią widzę. Czuję się znakomicie, chociaż trochę boli mnie stopa, chyba obtarły mnie buty, ale generalnie: uważam to za zabawne. – Kara rozsiadła się wygodnie na krześle, na którym jeszcze pół minuty wcześniej siedział Sebastian.
   - Jak ja mam z tobą rozmawiać? Próbowałam już chyba wszystkiego i niewiele to dało. – Rudowłosa spojrzała jej w oczy. – Naprawdę chciałabym cię zrozumieć.
   - Wie pani: dogaduję się właściwie tylko z dwoma osobami na tym pieprzonym świecie. Pierwszą z nich jest mój brat, członek mafii, zwycięzca zeszłorocznego Testu, a drugą mój ojciec, który jest ojcem chrzestnym mafii. Wie pani co ich łączy? Mafia. Więc może niech pani wstąpi do mafii i wtedy spróbujemy? – Uniosła brwi, a uśmiech, choć mniejszy, nie schodził jej z ust.
   - To może spróbuj dogadać się z jakąś osobą, która nie jest członkiem mafii? – nauczycielka zmierzyła ją sceptycznym wzrokiem.
   - Już próbowałam, ale po takich ludziach niewiadomo, czego się spodziewać. – Uśmiech z każdym wypowiedzianym słowem znikał. – Wiem, że i ojciec i brat mogą zabić mnie w każdej chwili, tak samo jak ja ich, ale problem polega na tym, że szanse są wyrównane. Aby komuś zaufać trzeba wiedzieć co ta osoba jest w stanie ci zrobić, a ja nie wiem czego spodziewać się po innych ludziach. Mogą mnie zdradzać, oszukiwać, a ja bym o tym nie wiedziała. Nie potrzebuję słabości. Ja potrzebuje potęgi, a nikt z tej szkoły nie jest w stanie mi jej zapewnić.
   - Nie wszyscy tacy są. Nie możesz patrzeć na ludzi w ten sposób!
   - Ale parzę i nie zmieni pani tego. A ja muszę eliminować wrogów, a nie ich zdobywać!
   Przez dłuższą chwilę pani Jonse nic nie mówiła; Kara też milczała. I tak powiedziała za dużo.
   - Który z nauczycieli kazał ci do mnie przyjść? Dlaczego? – Teraz głos nauczycielki był smutny i chłodny.
   - Pani Icege. Spóźniłam się i dała mi godzinę kozy. – Unikała wzroku nauczycielki.
   - Rozumiem, że się wykłócałaś?
   - Tak.
   - Zróbmy tak, że po prostu spędzisz tę godzinę w kozie.
   - Nie. Nie zasłużyłam na to. To, że jestem córką mafiozy nie oznacza, że mam dostawać surowsze kary. Dlaczego zawsze, gdy popełnienie najdrobniejsze wykroczenie dostaje najgorszą z możliwych kar? Dlaczego nikt inny za pięć minut spóźnienia nie dostaje godziny odsiadki?
   - Rozumiem. Porozmawiam z panią Icege i poproszę o sprawiedliwsze karanie cię, ale musisz mi obiecać, że się poprawisz.
   - Nie poprawię się do momentu, w którym wszyscy nie zaczną traktować mnie normalnie. To nie jest moja wina, że urodziłam się w takiej rodzinie. Nikt nie ma prawa oceniać mnie na podstawie tego czyją jestem córką. – Spojrzała w twarz kobiecie, a jej twarz tyła zacięta. Nie było widać już nawet śladu wcześniejszego uśmiechu. Rudowłosa uciekła wzrokiem. – Jeśli to tyle to idę. – Wstała i ruszyła do drzwi.
   - Godzina – rzuciła dyrektorka, kiedy przekraczała próg.
   Sebastian wstał z zamiarem wrócenia do gabinetu, ale z racji tego, że dobry humor dziewczyny został zepsuty, a bardziej od Parkera nienawidziła tylko jego to stwierdziła, że mała złośliwość nie zaszkodzi.
   - Parker. – Chłopak spojrzał na nią z zaciekawieniem. – Rusz tyłek. I możesz porozmawiać z panią Jonse o sensie egzystencji. – Uśmiechnęła się złośliwie w stronę Sebastiana, na którego twarzy malowało się niezadowolenie. Parker uwielbiał rozprawiać na temat sensu istnienia. Wiedział to każdy, kto spędził z nim chociaż dwadzieścia minut.
   Na szczęście Parker zrozumiał zamiary Kary i pomógł jej wbrew wszystkim pozorom
   Chłopak wszedł do gabinetu, a Kara ruszyła w stronę sali, w której miała mieć następną lekcję.
   - Jesteś bezczelna – powiedział Sebastian.
   - Dorzuć jeszcze, że jestem arogancka i chamska, a się popłaczę.
   Twardo patrzył się jej w oczy.
   - Uważaj bo się przerażę! – zaśmiała się.
   - Lepiej, żebyś zrozumiała, że postępujesz niewłaściwie. – Kara roześmiała się. Skąd on się urwał
   Jednak na jego twarzy nie była najmniejszej oznaki, że jego słowa były żartem.
   - Pozdrów Olivkę! – Rzuciła, kiedy przestała się śmiać i nie czekając na jego reakcję poszła pod salę.


***

W NASTĘPNYM ROZDZIALE:

Pierwszy atak Jokera. Kara będzie miała okazję poznać swojego „innego” brata.

***

Jestem z powrotem, po dłuższej przerwie. Na szczęście mam już ferie, więc dodam w przeciągu trzech dni 'Załogę', a może w przyszłym tygodniu pojawią się dwa rozdziały ^^

Myślę, że w tym rozdziale mogliście zobaczyć Karę z nieco innej strony, co myślicie?

Pozdrawiam,
Pinapple


wtorek, 12 stycznia 2016

Rozdział I

Historia Kathriny (Kary) Arsley rozpoczyna się kiedy ma 19 lat. Test, w którym będzie brała udział odbędzie się za cztery lata. Dziewczyna kończy za miesiąc liceum. Relacje Parkera Balachine i Kary są napięte. Przez całe życie wiedzieli, że będą musieli rywalizować ze sobą w Teście. Kryjówka dziewczyny zostaje odkryta przez tajemniczego człowieka.

***
   Zadzwonił budzik, który obudził Karę. Dziewczyna zerwała się gwałtownie. Gdy zorientowała się, że dzwoniący przedmiot to jej telefon, uśmiechnęła się do siebie. Poniedziałek.
   Sięgnęła na szafkę nocną i wyłączyła alarm. Zegar na ekranie wskazywał na godzinę szóstą trzydzieści. Odłożyła telefon na bok i wstała z łóżka. Spojrzała w duże stojące lustro. Wyglądała jak czarownica. Blond włosy były w kompletnym nieładzie, a w kącikach ust zaschła jej ślina. Efekt dopełniała jej czarna, wygnieciona piżama.
   Dziesięć minut później, gdy wyszła z łazienki jej twarz była umyta i posmarowana kremem. Rozczesane włosy opadały jej na ramiona. Weszła do garderoby i wybrała ubrania, a dwie minuty później już w nich była.
   Do czarnej obcisłej bluzki i czerwonej spódniczki w czarną kratę naciągnęła na nogi czarne zakolonówki i założyła buty tego samego koloru na grubym obcasie i platformie. Pomalowała mocno oczy, a na usta nałożyła grubą warstwę czerwonej szminki.
   Wyszła ze swojego pokoju i zeszła na dół do kuchni, gdzie krzątał się jej ojciec – Samuel. Był on wysokim, brunetem o czarnych oczach, takich samych jakie miał brat Kary.
   - Ładnie wyglądasz, córciu! – zawołał na widok dziewczyny, która uśmiechnęła się szeroko.
   - Dziękuję – odpowiedziała. Zajrzała przez ramię ojcu. Mieszał dziwnie wyglądające składniki w misce. – Co na śniadanie?
   - Omlet.
   - Chcesz z tego zrobić omlet? – Przyjrzała się mieszance. – Czy to sałata? – Wskazała na zielony liść pływający w żółtawym płynie.
   - Będzie za pięć minut - oznajmił mężczyzna. Spod czarnej luźnej koszulki na krótki rękaw, którą miał na sobie, wychodziły różne tatuaże. Kiedy Kara była jeszcze była mała, ojciec mówił jej, że każdy ma szczególne znaczenie i opowie jej o tym, kiedy będzie już duża. Jak do tej pory jednak ojciec nic jej o tym nie wspomniał.
   Wyszła z kuchni i weszła do jadalni. Przy stale siedział David, który oglądał coś na tablecie.
   - Cześć, siostrzyczko! – Przywitał się entuzjastycznie, nie podnosząc wzroku znad urządzenia.
   - Cześć. Coś ty taki wesoły? – Spytała starszego brata.
   - Oglądałem jak znokautowałem Elvisa. To nigdy nie przestanie mnie bawić – zaśmiał się. David jest o dwa lata starszy od Kary i w zeszłym roku wygrał Test. Ostatnim z zadań jest walka wręcz dwóch najlepszych zawodników. Szesnastego grudnia byli to Elvis Simson z Mafii Dark i David. Oczywiście Arsley wygrał.
   - To był cios poniżej pasa.
   - Nie. To był atak z zaskoczenia. – W rzeczywistości wyglądało to tak, że David poprosił młodszą Arsley o ubranie się skąpo i zajęcie miejsca w pierwszym rzędzie. Simson, który zawsze miał do niej słabość nie był wstanie się skupić, więc łatwo został pokonany. – Zobaczymy jak ty sobie poradzisz.
   - Karze ci ubrać się w szpilki i gorset – zaśmiała się.
   Z kuchni unosił się cudowny zapach. Śniadanie przygotowywane przez ojca to tradycja. Powtarzał, że chociaż jeden posiłek będzie zrobiony z sercem i zjedzony w gronie rodziny.
   Kilka minut później na stole pojawiły się trzy talerze. To, co na nich było raczej nie przypominało omletu. Jasnożółty gruby naleśnik był lekko przypalony i wystawały z niego liście. Kara podważyła je widelcem i spojrzała pytającym wzrokiem na ojca. Nie przypominało to sałaty, ani niczego, co do tej pory próbowała.
   - To jest rokula – wyjaśnił ojciec z uśmiechem. – Nie martw się, jest na pewno jadalna.
   Brat Kary raczej nie przejmował się dziwnym wyglądem potrawy, ponieważ zjadł już prawie połowę. Młodsza Arsley spróbowała niewielki kawałek. Smakowało dobrze, chociaż wolała tradycyjne omlety.
   Z kuchni dobiegły hałasy. Przyszła gosposia - Anna. Ojciec jak zwykle zostawił bałagan po przygotowaniu śniadania, a gosposia musiała wszystko uprzątnąć i przygotować dla Kary drugie śniadanie.
   Blondynka chodziła do klasy maturalnej. Właściwie to ją kończyła. Jest koniec maja, co oznacza, że za cztery tygodnie będzie miała wakacje. Nie miała w liceum wielu przyjaciół, raczej znajomych. Wszyscy wiedzieli kim jest jej ojciec, każdy wiedział kim ona będzie. Licealiści nie mieli oporów przed plotkowaniem za jej plecami. Unikali tylko jednego – zemsty Kary.
   Co prawda dziewczyna nie mściła się często. Aby doszło do takiej sytuacji należała nieźle ją zirytować lub nadepnąć jej na odcisk.
   Po skończeniu śniadania Kara odniosła talerz do kuchni, gdzie czekało na nią drugie śniadanie. Przywitała się z Anną i podziękowała jej. Pudełko ze śniadaniem wzięła ze sobą do pokoju i schowała jej do torby, z którą za chwilę wyszła z domu.
   Na podjeździe czekał już jej samochód, który dostała od ojca na osiemnastkę. To był jej drugie auto, pierwsze dostała na szesnaste urodziny, był to czarny chevrolet, najlepszy model. Sprzedała go, gdy dostała nowy. Czerwony Nissan był umyty i wypolerowany tak jak codziennie.
   Dwadzieścia minut później była w szkole. Z szafki wyjęła książki potrzebne na historię, którą teraz miała. Gdy tylko odwróciła się zamykając drzwiczki zobaczyła Parkera Balachine, syna szefa Mafii Roulette.
   - Kogo my tu mamy? – Zaczął Balachine.
   - Nie widzisz? Znowu się naćpałeś? – Relacje Kary i Parkera nie były zbyt serdeczne. To oni byli najbardziej znaczącymi przeciwnikami w Teście, który odbędzie się za cztery lata.
   - Powinnaś być grzeczniejsza Kathrino Arsley.
   - A ty nie powinieneś wchodzić mi w drogę. – Spojrzała w jego w chłodnoniebieskie oczy. – Żadne z nas nie zrobi tego co powinno.
   Uwielbiała patrzeć na bezradność bruneta. To było coś co dawało jej radość niezależnie od sytuacji, dnia, ani pogody.
   - Zobaczymy, Kat. Zobaczymy. – Przysunął się do niej tak, że ich twarze dzieliły centymetry. – Zobaczymy czy będziesz taka do przodu, gdy wygram Test.
   - Jesteś na to za tępy – oświadczyła beznamiętnym tonem.
   Twardo patrzyli sobie w oczy. Wymianę spojrzeń przerwał dzwonek.
   - Do zobaczenia, Kat. – Parker odsunął się od dziewczyny i razem ze swoją świtką ruszył na lekcje.
   Kara patrzyła się na niego jeszcze przez chwilę, po czym ruszyła do swojej sali. Zebrało się kilka osób, które były świadkami wymiany zdań nastolatków. „Świadkowie to paskudna sprawa”, powiedział jej kiedyś ojciec. Miał racje. Wszystkie oczy były skierowanie na nią, a na następnej przerwie będzie wiedziała o ich rozmowie cała szkoła.
   Historia to totalnie nudna rzecz. Tak samo jak angielski i literatura. Hiszpański też nie był Bóg wie jak fascynujący. Na szczęście miała dwie godziny wychowania fizycznego, co było dla niej zbawieniem, a następnie była matematyka, którą też lubiła.
   Wracając ze szkoły kupiła cztery opakowania lodów. Postanowiła zjeść je w miejscu, które uwielbiała od dzieciństwa. W lesie.
   Zaparkowała samochód przy pierwszych drzewach, a dalej poszła pieszo. Po kilkunastu minutach marszu wdrapała się na drzewo. Otworzyła pierwsze pudełko z lodami i zaczęła je jeść.
   O dwudziestej miała trening. Nie miała wiele czasu. Nie podobało jej się to. Nie lubiła mieć ograniczeń. Zostawiła lody na gałęzi i zaczęła wspinać się wyżej. Kiedy weszła na tyle wysoko, że mogła zobaczyć najbliższą okolicę, poczuła na twarzy przyjemny wiatr. Zamknęła oczy i przypomniała sobie twarz mamy.
   Delikatna, otoczona burzą jasnych włosów. Zawsze uśmiechnięta. Nie pasowała do tego świata. Nie pasowała do bossa mafii. Do Testów i narkotyków, brudnych pieniędzy i pistoletów.
   Kara nigdy nie wiedziała dlaczego jej mama zgodziła się na ślub z ojcem. Dlaczego zniszczyła sobie życie? Była piękna, mądra. Miała możliwości. Miłość nie jest tego warta.
   Szelest liści.
   To nie wiatr. Kara była tego pewna.
   Złamana gałązka.
   Najciszej jak to możliwe zeszła na niższe gałęzie. Szybko zlokalizowała źródło dźwięku. Całkiem zeszła z drzewa i schowała się za jego pniem. Czekała.
   Kiedy przybysz był blisko zamarła. W momencie, w którym ją miną przyłożyła mu broń do skroni.
   - Jeśli się ruszysz, strzelę – ostrzegła lodowatym, głębokim głosem. – Ręce do góry.

***
W następnym rozdziale:

Dziewczyna odbywa rozmowę z nieznajomym z lasu. Następnego dnia w szkole zostaje wysłana do dyrektorki; spotyka Sebastiana tracąc dobry humor. Po opuszczeniu gabinetu, odbywa z nim krótką rozmowę.
 

***
W najbliższych dwóch tygodniach pojawi się nowa strona (Załoga) oraz zwiastun nad, którym pracuję.
 
Mam do was ogromną prośbę: piszcie, czy odpowiada wam taka długośc rozdziałów i jak często chcielibyście, żeby się ukazywały.
 
Również chciałam gorąco podziękować za tyle wyświetleń, komentarzy oraz obserwatorów. To dla mnie wiele znaczy.
 
Pozdrawiam,
Pinapple

środa, 6 stycznia 2016

Prolog

Czy znacie kogoś doskonałego?
Jeden ma za duże uszy, drugi jest za bardzo lubiany, a trzeci? Trzeci nie jest pierwszy. To wystarczy.
Nie ma nikogo doskonałego. Każdy ma jakąś wadę.
Może skoro nie ma doskonałości to niedoskonałość jest doskonała?
Ale skoro niedoskonałość jest doskonała to wszyscy jesteśmy doskonali.
Natomiast, jeżeli jednak wszyscy jesteśmy doskonali to nikt nie jest doskonały, bo nie jesteśmy jedyni.
Doskonała doskonałość nie jest doskonała.

   Wytarła pot z czoła i szyi. Zaczęła nową serię ćwiczeń. Bez problemu podnosiła czterdziestokilowe ciężarki w obu rękach jednocześnie. Biegała trzy do czterech godzin bez zmęczenia. Skakała na dwa metry wzwyż, a lądowała sześć dalej. Przeciętny Amerykanin przegrałby z nią w przeciągu minuty.
   Po skończonej serii rozciągnięć weszła na matę, gdzie czekał już sensej. Był to starszy człowiek, od którego biła pewność siebie. Ukłoniła się. Nie patrzyła na jego ruchy. Patrzyła mu w oczy. „Ruch to oczy” – przypomniała sobie słowa ojca. „Najpierw oczy, potem ruch.” Zaraz przed tym jak niski człowiek w białym kimono zaatakował oderwał od niej wzrok, aby spojrzeć na swój cel. Dzięki temu blondynka wykonała perfekcyjny unik. Szybko odwróciła się i przerzuciła mężczyznę przez ramię.
   Zaskoczony człowiek otworzył szeroko swoje dość małe oczy. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
   Zeszła z maty i skierowała się do szatni. Przed drzwiami pomieszczenia czekał wysoki brunet w garniturze. Jego twarz była niewzruszona. Przypominał posąg.
   - Zwolnij go – wydała polecenie blondynka przechodząc obok niego. – I znajdź kogoś lepszego. – Zniknęła w pomieszczeniu, zamykając jego drzwi.
***